Trudności

upadek rowerowyPodczas jazdy długodystansowej ważne jest rozpoznawanie i walka z kryzysami, które raczej na pewno objawią się gdzieś na trasie. Znajomość własnego organizmu to klucz do sukcesu podczas takiej jazdy; niestety nie do kupienia w sklepie, ani przeczytania nawet na najlepszej stronie internetowej ;-). Jedyną receptą jest stopniowe wydłużanie przejechanych tras i analiza, co się dzieje z rowerzystą i z jakiej przyczyny. 

Kryzysy, które miałem okazję poznać to przede wszystkim senność, spowodowana zmęczeniem i niewyspaniem. Na ratunek śpieszyły wtedy napoje energetyczne, chociaż ich znaczenie malało wraz ze wzrostem zawartości kofeiny w organizmie. Klasyczny przykład to jazda do Częstochowy, kiedy to pierwszy wypity Red Bull otworzył mi oczy na 2 godziny, a kolejne już nie działały tak dobrze. Inną metodę walki z sennością obrałem na BB Tour - tam gdy czułem, że mnie zaczyna ściągać na lewą stronę, to zatrzymywałem się na najbliższym przystanku PKS i kładłem się z podniesionymi do góry nogami. Pomagało, chociaż dobrze też było przespać się chwilę na siedząco przy stole :-).  

Kryzys może też się przydarzyć z odwodnienia. Tu receptą jest zrobienie postoju i uzupełnienie płynów. Przerwa może trwać dość długo, bo straty w gospodarce wodnej organizmu szybko się nie odbudowują. Dlatego tak ważne jest regularne nawadnianie się, nawet jak nie odczuwa się pragnienia (a zwłaszcza wtedy). Tego typu kryzys miałem podczas samotnej jazdy do Olsztyna-Warmia Cross i jak pamiętam,  wtedy najlepiej nawodniłem się piwem, ale to już było po jeździe :-).

Kolejny rodzaj kryzysu to szok wywołany normalnym głodem. Tak było podczas mojej jazdy w 1999r. z Łeby, kiedy to w Gdańsku postanowałem spontanicznie dotrzeć do Elbląga. I wszystko byłoby OK, gdybym w tym Gdańsku zjadł obiad :-). Tego  jednak nie uczyniłem i w okolicach Nowego Dworu Gdańskiego dosłownie z kilometra na kilometr opadłem z sił. Nogi odmówiły mi współpracy i ledwo dotoczyłem się do przydrożnego baru (dobrze, że on tam był). Po obiedzie i godzinnej sjeście byłem jak nowy i można było spokojnie kontynuować jazdę.   

Kryzys energetyczny może się przydarzyć też na całkiem krótkiej, spokojnej wydawałoby się trasie. Przykładu daleko nie trzeba szukać: wycieczka GRUDNIOWE PĄCZKI  i mój kryzys głodowy w Kępkach nad Nogatem. Poratował mnie snickers i już można było jechać dalej :-). Nie pomogło wcześniejsze obżarstwo w Nowym Stawie, bo warunki pogodowe i marsz do akweduktu zużyły wszystkie rezerwy.